Ściemniało.
Szliśmy wzdłuż drogi, w stronę granicy, kiedy udało nam się złapać tira na bośniackich numerach. Okazało się, ze kierowca, o imieniu Radovan, również jeździ do Polski. Co więcej, on dowozi do Łodzi olej napędowy! Czy wszyscy napotkani przez nas podróżni jeżdżą do Polski?
Dalej nie pojedziemy. Sznur tirów czeka na odprawę wzdłuż pobocza. Idziemy pieszo. Miesiąc temu Chorwacja weszła do Unii, więc po prostu przekraczamy przejście.
Chorwacja została za naszymi plecami, a Bośnia się jeszcze nie zaczęła. Jesteśmy na moście (gdzie jest Joyce? A, został w Trieście. Ma dużo pracy (tanta roba!). Pewnie Pisze "Ulissesa"). Pod mostem płynie rzeka Savio, stoi kilka domów, bar ze stolikami na zewnątrz, ludzie piją kawę (chociaż może raczej piwo, jest wieczór i jesteśmy na Bałkanach). Pewnie dziwnie się mieszka tak pomiędzy.
Jest godzina 21 i sznur samochodów chce dostać się na drugą stronę. Spośród nich wyłania się dwójka ludzi z plecakami, pieszo. To my. Kundle Europy (powstało to na którejś stacji benzynowej). Marcin ostrzegał, że będą pytania „do kogo i po co”, ale strażnik nie był za bardzo dociekliwy i już mamy nowy stempelek w paszporcie do kolekcji.