Tel Aviv odżył po szabacie. Wróciliśmy do naszego znajomego hostelu. Kiedy byliśmy tutaj poprzednim razem, Gosia zgubiła pierścionek. Poprosiła chłopaka z recepcji, aby oddał jeśli znajdzie. Przeglądając nagranie z monitoringu, przy okazji odkrył nasze występy w kuchni (noc z tańcami ludowymi). I tak staliśmy się atrakcją, chociaż może raczej pośmiewiskiem, całego hostelu.
Dziewczyny pojechały do centrum Tel Avivu, a ja z Arkiem rozpoczęliśmy poszukiwania taniego jedzenia. Trafiliśmy na mecz. Okazało się, że nasz hostel znajduje się niedaleko stadionu Bloomfield. Tłum rozdartych kibiców i policji. Taniego jedzenia brak.
Wkońcu trafiliśmy do baru z falaflami w rozsądnej cenie. Po zjedzeniu zostałam odstawiona od stolika razem z krzesłem przez grupę kibiców.
Tego samego wieczora zebraliśmy gości hostelu, zaprowadziliśmy ich do kuchni i odtańczyliśmy Makarenę. Później ktoś poszedł do recepcjonisty z informacją, że zginęła mu komórka i czy mógłby sprawdzić na nagraniu z kamery w kuchni. Niespodzianka.