Pomimo zakończonego szabatu, ulice Haify nadal były puste.
Nasz hostel znajduje się niedaleko dworca. Port Inn. Bardzo przyzwoite miejsce. W recepcji wita nas niezbyt uśmiechnięta dziewczyna. Dokładnie przegląda nasze paszporty, robi ksero. Między sobą wymieniamy uwagi o jej „życzliwości”. Z Arkiem dyskutuję na temat możliwości pozostawienia bagażu jutro, kiedy będziemy zwiedzać miasto. Nagle dziewczyna odpowiada na wszystkie nasze pytania. Zamurowało mnie. Zna polski? To znaczy, że zrozumiała również to, że ją obgadywaliśmy. Kiedy doszło do płatności, zagadka rozwiązała się sama - licząc pieniądze pod nosem, powiedziała „pyatdesyat”. Lei e’ russa!*
W latach 80-tych do Haify przybyło mnóstwo imigrantów z ZSRR. Może ma to jakiś związek.
Dostaliśmy pokój 8-osobowy z parą szwajcarskich troli (lub wikingów) oraz dwójką Amerykanów. Moje pytanie „skąd jesteście” po usłyszeniu „jołłł meeen it łos emejziiinggg in Dżerusaleeem” było nie na miejscu.
Gosia źle się poczuła, więc tylko w trójkę wyruszyliśmy na poszukiwanie jedzenia. Dwa razy obeszliśmy centrum dookoła. Idąc ulicą równoległą do portu nie spotkaliśmy dosłownie nikogo. Mijaliśmy obskrobane arabskie kamienice, monumentalny silos na zboże (świetny budynek) i stado nietoperzy przelatujących z jednej strony ulicy na drugą w świetle latarni. Dotarliśmy do jakiejś drogiej turystycznej ulicy, gdzie ceny na pewno nie mieściły się w naszym budżecie. Pierwszy raz pojawił się motyw bożonarodzeniowy – przybrane lampkami choinki i neony w kształcie świeczników chanukowych plus parę ukrzyżowanych świętych Mikołajów w oknach niektórych domów.
Znaleźliśmy otwarty arabski sklep, w którym dostaliśmy humus, chleb i oliwki w puszce. Nie czułam się tutaj bezpiecznie.
Dziewczyna z recepcji ostrzegała, że kuchnię zamykają o 24. Jest 23 30, więc biegiem do hostelu. Przygotowaliśmy kanapki z humusem i zaparzyliśmy herbatę z miętą. Z oliwkami było to nawet zjadliwe. Zjedliśmy w pokoju wspólnym i pamiętając o Gosi, przygotowaliśmy też coś dla niej. Idąc w stronę naszego pokoju, zostaliśmy zatrzymani przez Rosjankę z recepcji.
- What are you going to do with that food?
- Eat it.
- Where?
- In our room.
- You can't bring the food upstairs!!!
- So?
- Eat outside in the garden!
Wygoniła nas na zewnątrz, na mróz mówiąc, że ona tutaj wszystko pozamyka, a my wyjdziemy przez ogród dookoła budynku na ulicę i wejdziemy drzwiami frontowymi. Chcąc nie chcąc mieliśmy nocne garden party z herbatą i humusem, ale kanapkę dla Gosi i tak przemyciliśmy.
Amerykanie opowiadali o śniegach w Jerozolimie...
---
Informacje praktyczne:
chleb - 14 szekli
puszka oliwek - 10 szekli
hostel - 81 szekli (bez śniadania; można je dokupić za 40 szekli)
---
Adres hostelu:
Port Inn
34 Jaffa (Yafo) Road
Haifa, 33261
portinn.net@gmail.com
www.facebook.com/Port.Inn.Haifa?fref=ts