Jest godzina 1.07.
Pociąg podjeżdża na stację w Mikołajewie. Ciemno, późno, ale na peronie kłębi się życie. Dworzec też otwarty (tutaj moje zaskoczenie, ponieważ nasz dworzec Łódź Fabryczna zamykają chyba o 22 i jak przyjedzie się w nocy, człowiek nie wie gdzie się znalazł – napis ŁÓDŹ FABRYCZNA od strony PKSów odpadł jakiś czas temu..). Wysiadamy. Pociąg do Odessy podjedzie dopiero o 3.50. Gościmy się w malutkiej budzie, gdzie za ladą obsługuje stara babcia w fartuszku. Stoi jeden jedyny stolik i jest wolny. Piję herbatę. Radek pije piwo. Jest zimno, ale miło. Ciągle podjeżdżają jakieś pociągi. Kątem oka zerkam, czy to może już nasz. Na peronie Sankt-Petersburg. Ludzie wsiadają, wysiadają, biegną do swojego wagonu (stada wagonów po sztuk trzydzieści). Dla ułatwienia, pani dworcowa krzyczy z głośnika kolejność, w jakiej przyjedzie skład. Rosnąco, czy malejąco. Ale ja i tak nie rozumiem. Dlatego najrozsądniejsze wydaje się stanie po środku. Jeśli stanie się za daleko naprawdę można nie zdążyć wsiąść. Odessa podjechała 40 minut wcześniej. Musieliśmy przejść przez dworzec, kładką nad torami. Jesteśmy na miejscu, ale pościeli to już nie dostaliśmy. Cały czas chodzi mi po głowie, czy dobry pociąg wybraliśmy. Za oknem widzę wagon z tabliczką – Odessa-Symferopol, albo odwrotnie. Hmm. W środku wymarło. Wszyscy śpią owinięci w swoje kocyki. Naprawdę jest bardzo zimno. Wyciągam śpiwór. Parę godzin przed nami. Dobranoc.