Kurort. Morza, góry i doliny. Podobno to dla Rosjan. Tak czy siak, na bogato. W Jałcie zostaje rozwikłana zagadka wybrednych psów.
Siedzimy na schodach, gdzieś nieopodal dworca. Obok w budzie sprzedają kurczaki z rożna. Do knajpy nie idziemy. Wiadomo. Jemy zimne mleko z płatkami Netle Cheerios. To naprawdę szaleństwo. Nawet pani w sklepie nie wiedziała co to takiego. Wygrzebuję z plecaka roztopione masło z porannego śniadania. Myślę: A dam pieskowi, tak się pałęta biedny. Zjadł. Razem ze sreberkiem i torebką foliową…. Będę go miała na sumieniu. Za chwilę podchodzi do niego kobieta z pysznym , gorącym kurczakiem w złotej, chrupiącej skórce…. Całym! Trochę zrobiło nam się głupio. Pies się z nami nie podzielił, a zjadł więcej i lepiej niż nasza trójka. Oto dlaczego gardzą parówkami!
Parówka? Pfee. A masz może kurczaka?
Po nitce do kłębka trafiamy do knajpy na piwo. Knajpa… dwa stoliki przy bocznej uliczce. Szybko się ściemnia. Poznajemy przemiłą barmankę i jej chłopaka. Ten wieczór spędzamy z nimi na pogaduszkach. Widzimy, że będzie problem z noclegiem. Cała plaża zabetonowana i zapewne bardzo pilnie strzeżona. Para poleca nam przespać się w parku. No to idziemy. Krzakami wdrapujemy się coraz wyżej. Przed nami cerkiew. Cieć kieruje nas na teren rozbiórki nieopodal. Zdania są podzielone. Jeszcze chwilę próbujemy poszukać czegoś nad morzem, co oczywiście kończy się niepowodzeniem. Wracamy krzakami pod górę. Tym razem docieramy na teren rosyjskiej posiadłości. Jacyś ludzie siedzą na ganku. O dziwo nikt nie odezwał się ani słowem. Po cichu mijamy strażnika strzegącego wjazdu na teren zagrodzonego szlabanem. Noc spędzamy w ruinach na cerkwią. Mamy dosyć ścisku w namiocie – Radek śpi na zewnątrz. (: