Kubuś pojechał do Lwowa. Pożegnaliśmy się na dworcu w Symferopolu. Nam udało się dostać bilet na jutro, ten sam, z przesiadką w Mikołajewie. Tak samo jak poprzednim razem, jedziemy do Bakczysaraju. Z pociągu wysiadamy prosto na panią Nataszę, która wita nas zawołaniem : „ooooo, rybeczki!”. Jest i mąż, jest samochód, to jedziemy. Wchodzimy na podwórko, a tam… Polacy! Kilka grupek siedzi i popija wino. Są pytania. Nie mamy ochoty opowiadać. Biegiem pod prysznic. Ostatni papieros, miłe uśmiechy i spać.
Snujemy się jak zatrute koty po nocy, kiedy ciszę przedziera pieśń „Hej sokoły!” płynąca gdzieś z oddali….