Nadszedł dzień powrotu. Jest szaro, brzydko i deszczowo. Dojechaliśmy do dworca. Siedzimy w marszrutce. Odjeżdżamy dopiero, kiedy jest pełno. Na granicy pustki! Cała przeprawa trwa może 15 minut. Myślę, że to rekord świata. Mam nosa. Spojrzałam na jednego chłopaka w momencie kiedy akurat dawał po ciuchu celniczce kilka dolarów. Później stałam za nim w kolejce do okienka. Miał tyle stempelków w paszporcie, że nie było gdzie wstawić następnego. Przeszukiwali nam plecaki. Prawie jesteśmy w domu.