Wczorajszym przykładem Piotrka, zaraz po śniadaniu udaliśmy się na dworzec kupić bilety do Yogyakarty.
Poruszać się po Jakarcie może sprawiać małe trudności, a przejście przez jezdnię graniczy z cudem. Brak świateł i stada pędzących motorowerów. Tragedia. Ale udało nam się dojść cało. Kupiliśmy bilety, które nieco różniły się od Piotrka. Przede wszystkim cena - 250 000Rp, bezimienny, a odjazd jest o 20.
Szwędamy się po mieście. Jakiś facet prowadzi nas do meczetu, ale nie chcą nas wpuścić. Przed wejściem rzucają się na nas handlarze torebek na buty. Upał.
O 19 dotarliśmy na dworzec. Wcześniej kobieta w kasie powiedziała nam, że pociąg odjedzie z peronu 3, na tablicy informacyjnej było napisane, że z 2, a policjanci twierdzą, że z 1. Większością głosów wygrał peron numer 1. Czekając, przez stację przejechały dwa rozpędzone pociągi naładowane po brzegi ludźmi tak, że część wystawała po bokach, część siedziała na dachu, ale i tak moim faworytem jest facet stojący z tyłu na zderzaku bez trzymanki!
O 20 pojawił się nasz pociąg, a mi ręce opadły. Szerokie siedzenia, miejsce na nogi, poduszka, kocyk, telewizor, drzwi otwierane na guzik... nieźle przepłaciliśmy. Pociąg chyba dla radży. Za 5 godzin będziemy w Yogyakarcie.