Geoblog.pl    olbin    Podróże    W kraju ge-cko (Indonesia)    Where are you going now?
Zwiń mapę
2009
29
sie

Where are you going now?

 
Indonezja
Indonezja, Yogyakarta
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13792 km
 
Na dworcu przywitał nas tradycyjny komitet powitalny krzyczących taksówkarzy. Była już godzina 4. Skręcając w prawo od razu wyszliśmy na główną ulicę miasta - Malioboro (taka łódzka Piotrkowska). Całą drogę nie spałam, walczę ze snem, ale nie opłaca się o tej porze brać hotelu, więc trzeba zaczekać do rana. Dookoła widać pozostałości z dnia, kolorowe neony, kilku miejscowych, ale więcej od ludzi jest szczurów. Jesteśmy bardzo głodni, a jedynym otwartym miejscem, 24 godziny na dobę, jest McDonald's na rogu, ogromny i pusty. Przed wejściem siedzi ten okropny clown Ronald, chociaż czas dał mu się już we znaki i buty mu się obskrobały. Zamówiłam "duże" frytki za 14 000Rp i było mi naprawdę wstyd, że jestem teraz w tym miejscu. Przy stoliku obok usiadła rodzina Japończyków - para z dzieckiem, o 4 w nocy na Malioboro.

Położyłam się na chwilę na kanapie, ale Radzio kazał nam iść do kafejki internetowej, która też jest otwarta całą dobę. Tam ułożyłam dwa plecaki na podłodze, w końcu zasnęłam i muszę stwierdzić, że całkiem wygodnie. Cena snu za godzinę, liczona w godzinach korzystania z internetu - 3000 Rp.
O 8 znowu wyszliśmy na Malioboro, gdzie odrazu zaczepił nas naganiacz. Zaprowadził nas do hotelu wąską uliczką odchodzącą od Jalan Sosrowijayan. Hotel Homestay 105, 80 000Rp za noc, uroczy. Strasznie mi się tam podobało. W wielkim łożu zasnęliśmy kamiennym snem.

Obudziliśmy się o 12 i od razu na miasto. Uliczki zawalone stoiskami z ubraniami, butami i koralikami. Mnóstwo wszystkiego. Tabuny upierdliwych taksówkarzy i riksiarzy, którzy nie dają spokoju. Wszyscy według tej samej regułki "How are you? Do you want taxi? Where are you going now?". Na ich "Where are you from?" i odpowiedź "Polandia" mają tą samą reakcję "O-o.. Have you seen my batik gallery?". Bo Yogyakarta jest prawdziwym królestwem batiku. Co krok mijamy małe galerie ludzi, którzy podają się za artystów, a tak naprawdę nie wiadomo kto to zrobił i do kogo to należy. Sądzę, że ludzie od batiku tworzą jakieś tajemne bractwo.
Była taka sytuacja, że postanowiłam kupić sobie japonki. Rozdzieliłam się z Radziem, a przy soisku zaczepił mnie pewien facet. Standardowe pytania "Where are you from, Polandia, O-o", ale tym razem pan powiedział, że jest nauczycielem batiku na uniwersytecie, więc ja zaczęłam się mu zwierzać, że chcę się dostać do ISI w ramach programu Darmasiswa itd. Pogadaliśmy chwilę, oczywiście zaprosił mnie do swojej galerii batiku, że koniecznie muszę tam pójść, że akurat dzisiaj kończy się art festival. Później poszłam szukać Radka. Widzę, że idzie z jakimś facetem. Okazało się, że pan również jest nauczycielem batiku na uniwersytecie i również zaprasza do swojej galerii. Nachalność ludzi sprawiła, że przestraszeni i zgorszeni w końcu nie poszliśmy do żadnej galerii...

Poszwędaliśmy się wśród natłoku wszystkiego. W kantorze udało nam się wytargować kurs funta na 16 300Rp. Jak narazie to najwyższa cena jaką widzieliśmy (dla porównania w Jakarcie mięli 15 700Rp). Przez przypadek odkryłam świetny chwyt na sprzedawców. Od niechcenia oglądałam japonki, pan powiedział, że kosztują fourty. Powiedziałam, że nie. Kolejna regułka "How much do you want?" Nie chcę! Zszedł do trzydziestu. Jak odchodziłam, już krzyczał za mną twenty. W końcu kupiłam te japonki, ale na innym stoisku za 25 000Rp, gdzie kobieta chciała za nie 75 000Rp. Grunt to być twardym i stanowczym. (:

Jedzenie dzień w dzień ryżu (nasi) z kurczakiem (ayam) każdemu może się znudzić. Nasi goreng, czyli smażony ryż jest ich główną potrawą i rzeczywiście jedzą ją prze cały dzień. Alternatywnie można poprosić makaron (mie), albo zupę np. z mięsnymi kulkami (bakso), ale szczerze mówiąc ja za zupami nie przepadam. Naszczęście przyzwyczaiłam się już do ostrości tych potraw na tyle, że sama sobie doostrzam jeżeli danie jest zbyt łagodne. Ceny tutaj nie są zbyt wygórowane i wahają się od 5000Rp do 20 000Rp. Za to jest jedna rzecz, bez której trudno będzie mi się obyć w Polsce - soki! Miksują je ze świeżych owoców, pomarańczy, bananów, avocado, melona, mango, arbuza, limony, kokosa, papaji i czegoś co się nazywa sirsak i starfruit. Na ulicy można je kupić za 5000Rp, a w knajpie 8000-15 000Rp. Są pyszne!

Wieczorem czeka na nas niespodzianka - wpada do nas Piotrek. Umawiamy się na jutro na zwiedzanie Prambanan.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (5)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (1)
DODAJ KOMENTARZ
vel
vel - 2010-06-18 11:45
hej, ja też chcę :)
btw widze, ze mamy podobne plany na przyszlosc (vide grono/indonezja/darmasiswa ;)))
 
 
olbin
Kiki Olbínsky
zwiedziła 9% świata (18 państw)
Zasoby: 283 wpisy283 50 komentarzy50 1039 zdjęć1039 14 plików multimedialnych14
 
Moje podróżewięcej
24.09.2017 - 05.10.2017
 
 
26.12.2015 - 03.01.2016
 
 
12.12.2015 - 12.12.2015