Geoblog.pl    olbin    Podróże    W kraju ge-cko (Indonesia)    Prambanany, Borobudury i autobusy szkolne
Zwiń mapę
2009
30
sie

Prambanany, Borobudury i autobusy szkolne

 
Indonezja
Indonezja, Yogyakarta
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 13792 km
 
Spotkaliśmy się o 6.30 na Malioboro, która akurat była zamknięta z powodu tłumu ćwiczącego Tai chi. Autobusem za 3000 Rp dojechaliśmy w okolice Prambanan. (Bilet autobusowy kosztuje tyle samo, gdziekolwiek by się jechało. Linia nazywa się Trans Jogja.) Zjedliśmy śniadanie w przydrożnym barze - pyszne naleśniki z bananem i omlet z warzywami. Dziwi mnie to, że nie mają tutaj dobrej kawy, a przecież ja uprawiają. Do tego słodzą bez pytania.
Bilet wstępu do Prambanan strasznie drogi - 11$. Istnieją bilety studenckie za 7$, ale ja nie miałam legitymacji, oczywiście. Całość założenia robi wrażenie. Czyściutko, ładnie, zadbanie. W jednej ze świątyń zaczepiła mnie grupa indonezyjskich uczniów, którzy w ramach praktyki z angielskiego mają za zadanie zaczepiać turystów właśnie w takich miejscach. Na każdego z nas przypadło kilka osób, rozdzieliliśmy się. Na mnie padły dwie dziewczyny i jeden chłopak. Cały dalszy czas spędziłam z nimi na rozmowach. Wszyscy mieszkają w pobliskiej wsi Klaten, z której czerpią wodę na wodę mineralną Aqua firmy Danone, produkują tofu i makaron. Dowiaduję się, że Indonezja nie lubi Malezji, ponieważ ukradła jej batik. Za to zazdroszczą nam białej skóry i im jaśniejsza tym lepiej. Muzułmańskie kobiety nie palą, a przez swoją bluzkę z dekoltem i bez rękawów jestem niegrzeczna.
Po zobaczeniu wszystkich świątyń, zaprowadzili nas do miejsca, gdzie akurat siedzieli muzycy grający gamelan. Nasi znajomi z Klaten namówili ich, żeby pozwolili nam pograć. Wyraźnie widać, że większą atrakcją niż gamelan dla nas, byliśmy my dla nich. Bili się o to, kto zrobi sobie z nami zdjęcie i w rezultacie mam z nimi 10 fotografii. Radzio był wprost rozchwytywany przez panie, które mówiły że jest handsome and tall. Grają dla nas utwór i zaciągają Radka, żeby zagral z nimi na coś a la cymbałkach. Później uczniowie z Klaten zaprosili nas na wycieczkę po swojej wsi. Pojechał sam Piotrek, ponieważ my mieliśmy zamiar zobaczyć jeszcze dzisiaj Borobudur. Piotrek pomknął z nimi na ich motorowerze, a my wraóciliśmy do Yogyi.

W Yogyi łapiemy autobus z przesiadką na dworzec Jombar, gdzie znajdujemy autokar do Borobudur za 10 000Rp, który na samym starcie się psuje i to na zakręcie. Przybiega pan, stuka w coś pod podłogą i się naprawia. Autobus mocno zeżarty przez rdzę, ale jedziemy. Po ok. 1,5 godzinie jesteśmy na miejscu. Jest 15.30, a o 17 zamykają, więc nie mamy zbyt wiele czasu. Targujemy u riksiarza podwózkę z dworca za 5000Rp, przy czym w połowie drogi następuje zmiana miejsc - Radek pedałuje, a riksiarz siedzi obok mnie. Kiedy zbliżamy się do zakrętu, Radzio rezygnuje, bo mówi że to za trudno skręcić takim pojazdem. Wchodzimy na teren świątyni specjalnym wejściem dla obcokrajowców. Znowu porażające ceny 12$ i 6$ dla studentów. Znowu największą atrakcją jesteśmy my. Co chwilę ktoś przychodzi i chce zrobić sobie ze mną zdjęcie. Ale niesamowite było już to, kiedy podeszły do mnie trzy Japonki, robiły zdjęcia aparatem każdej po kolei, aż nagle przybiegła grupa dwudziestu osób na zdjęcie zbiorowe ze mną w środku! Przepychali się nawzajem, żeby mnie nie zasłaniać, aż w końcu usłyszałam prośbę, żebym wstała, bo mnie nie widać.
Wyszliśmy jak już zamykali. Ze świątyni trafiliśmy na gwarną ulicę. Ściemniało. Zapytałam starszego pana, którędy na dworzec. Wskazał, że w lewo. Po riksiarzach ani śladu, więc musieliśmy pójść pieszo. Po drodze spotkaliśmy jednego. Zabrał nas za 7000Rp, notabene w odwrotnym kierunku.
Na dworcu pusto. Okazało się, że wszystkie autobusy już odjechały. Jakiś facet zatrzymał to co akurat przejeżdżało. Zabrali nas do nieznanej nam miejscowości, gdzie "biały" raczej jest rzadkością. Jednym słowem, nie było tam nic. Kierowca wysadził nas na środku drogi, a sam pojechał dalej. Naszczęście na końcu ulicy zatrzymał się akurat autobus jadący do Yogyi, tylko że był to autobus szkolny. Kierowca był na tyle miły, że podwiózł nas do miasta, wysadził przy przystanku, z którego odjeżdżało coś na Malioboro. W tym samym czasie Piotrek chciał już organizować transport, żeby nas stamtąd wyciągnąć.
Byliśmy strasznie głodni, bo od 7 nic nie jedliśmy. Tradycyjnie ryż, sok i do hotelu. Przyszedł Piotrek i zdał nam relację z Klaten, że kąpali się w rzece wody Aqua (kobiety w koszulkach i spodniach) i było bardzo fajnie.
Wyszliśmy jeszcze tylko na chwilę załatwić bus na jutro na Bromo. Jeden facet chciał 150 000Rp od osoby, ale znalazło się w końcu coś za 120 000Rp. Umówiliśmy się na 9. Po powrocie do hotelu ktoś zastukał do drzwi i okazało się, że jednak nieaktualne, bo znaleźli kogoś, kto pewnie więcej zapłacił. Sorry.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (37)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
olbin
Kiki Olbínsky
zwiedziła 9% świata (18 państw)
Zasoby: 283 wpisy283 50 komentarzy50 1039 zdjęć1039 14 plików multimedialnych14
 
Moje podróżewięcej
24.09.2017 - 05.10.2017
 
 
26.12.2015 - 03.01.2016
 
 
12.12.2015 - 12.12.2015