Siedzę na tarasie z pewnym miejscowym o przezwisku Black. Przychodzi do nas od kilku dni. Bardzo sympatyczny chłopak. Nie może znaleźć pracy, więc pomaga tutejszym przy różnych pracach i mieszka u kolegi. Opowiadamy sobie nawzajem o naszych krajach. Dzisiaj jest upał nie do zniesienia, do tego obsiadają mnie muchy. Radzio leży w pokoju i umiera - spalił się podczas wczorajszego snorklingowania. Piotrek to samo, więc robię za ich osobistą pielęgniarkę.
Cały wczorajszy dzień leżeliśmy na plaży. Snorkling nadal mi nie wychodzi, co mnie trochę dobija, bo jak można nie potrafić oddychać przez rurkę i machać stopami... Radzio śledził 2-metrowego żółwia, który leniwie płyną po dnie i skubał glony.
Jutro rozstajemy się z Piotrem, który jedzie na Flores. Niestety nie mamy wystarczająco dużo czasu, żeby zapuszczać się na wschód i zdążyć wrócić na Bali, skąd mamy samolot do KUL...