Rano rozstaliśmy się z Piotrem. Jest nam smutno, ponieważ naprawdę dobrze się nam razem podróżowało.
Już tylko we dwoje opuściliśmy nasz Pandok Pandy i uśmiechniętą panią i przenieśliśmy się do nowego miejsca, które odkryliśmy podczas wczorajszego spaceru dookoła wyspy.
Hotel nazywa się Dewi Sri i położony jest na drugim skraju wyspy, opustoszałym przez ludzi. Kilka bungalow w ogrodzie z wyjściem na plażę i mały bar, który (razem z hotelem) prowadzi rodzina.
Nasz domek jest skromny - ściany, podłoga i sufit wyplecione z trzciny pomalowanej na niebiesko, w ubikacji dziura w ziemi i bardzo słona woda (tak, że mydło się nie pieni), ale jest widok na morze, tanio (100 000Rp), więc nam się podoba.
Wieczorem udaliśmy się do knajpy, gdzie nie raz już jedliśmy barakudy i inne specjały. Przypadkiem trafiliśmy na kino plenerowe - jeśli zamówisz coś w restauracji, możesz położyć się na poduchach i obejrzeć film. Świetnie! Akurat leciał Yesman, a później Into the wild, więc zostaliśmy. (: