Wstaliśmy przed 8. Cały czas lało. Zeszliśmy piętro niżej wypić pożegnalną kawę z Ognim. I w drogę. Trochę na wyczucie dotarliśmy na dworzec autobusowy. Cali mokrzy. Kupiliśmy bilety do Gradiški i usiedliśmy w barze z kawą. Próbowaliśmy dogadać się z dworcową babcią klozetową, po niemiecku. Wychodząc ze swojej budki krzyknęła "Deutsche zurück!"...
W Gradišce zatrzymaliśmy się w barze. Cevap, Nektar i tak zrobiła się 14. Znowu tak późno! Ale wyszło słońce, znowu zrobiło się ciepło i wkońcu wyschliśmy.
Stanęliśmy za przejściem granicznym w Chorwacji. Złapaliśmy polski samochód. Para wracająca z wakacji po Bałkanach. Przewieźli nas kawałek. Niestety przegapiliśmy zjazd na autostradę i musieliśmy wracać kawałek pieszo. Podwiózł nas jakiś dziadek. Przy wjeździe nikt nas nie chciał zabrać. W końcu zatrzymał się jakiś biznesmen. Wsiedliśmy. Dał nam wybór. Albo pojedziemy z nim do Rijeki, albo wysadzi nas gdzieś przed. Wybraliśmy Rijekę.