Jest wieczór. Na obiad jak zwykle poszliśmy do Fatimy. Przy stoliku siedziała z nami para. Dziewczyna zamówiła nasi goreng dziwnie wymawiając "r". Powiedziałam na głos do Radzia (no bo kto tutaj może rozumieć po polsku?) "ale dziwnie wymawiają "r", ciekawe skąd są", po czym usłyszałam "oo, jesteście z Polski?". Okazało się, że dziewczyna - Beata, od kilkunastu lat mieszka w Niemczech i przyjechała tutaj ze swoim chłopakiem Pascalem. Do tego on studiuje architekturę, a ona już skończyła, tak jak ja, czyli krąg architektów w Indonezji się poszerza (grupa, z którą byliśmy na Bromo też skończyła architekturę).
Jakby tego było mało, za parę chwil podeszła do nas kolejna para, pytając się o coś. Szybko wyszło na jaw, że ruda dziewczyna również jest Polką, a jej chłopak Włochem.
Jeśli ktoś się zapyta, gdzie siedzą Polacy. No jakto gdzie? W Indonezji!
Ktoś mi powiedział, że na Gili nie padało od trzech lat. Tym czasem podczas obiadu tak lunęło, że musieliśmy trzymać plandekę wiszącą nad stołem i wylewać z niej wodę. Wnuczka (?) Fatimy była zachwycona, bo biegała dookoła domu po czym wracała mokra i ubłocona, ale szczęśliwa.
Na chwilę jeszcze wpadliśmy do Beaty i Pascala, którzy uraczyli nas arakiem. Umówiliśmy się na kolację organizowaną przez właścicielkę ich hotelu.
***
Wieczorem poszliśmy do Beaty i Pascala. Stali na tarasie z parą Francuzów - Cecille i Luc, właśnie rozpoczęli swoją podróż życia. Rozmowa była bardzo śmieszna, ponieważ żeby było sprawiedliwie, umówiliśmy się, że będziemy rozmawiać tylko po angielsku. Tym czasem każdy się zapominał i nawijał po angielsku, polsku, niemiecku i francusku. Jak zwykle po dwóch Bintangach zaczęłam mówić wszystkimi językami świata.
Kolacja była naprawdę porządnie przygotowania. W końcu coś innego niż NASI GORENG, lub też MIE GORENG. Same wynalazki podane w pięknych naczyniach. Do stołu dobili jeszcze jacyś Włosi i ktoś jeszcze. Było nas sporo. Kiedy kolacja się skończyła, zrzuciliśmy się na kubeł lodu, wódkę (!), colę i kubeczki. Z Beatą, Pascalem i parą Francuzów poszliśmy na plażę. Namawiali nas, żebyśmy zostali do jutra i przyszli na kolejną kolację, tym razem u Fatimy, ale postanowiliśmy jechać dalej.